„Miasteczko Salem”, bo to o tej
książce będzie dzisiaj mowa, jest drugą książką, jaką
kiedykolwiek przeczytałam od Kinga i jednocześnie jest też drugą
książką, która mnie pozytywnie zaskoczyła, mimo że nie
wymagałam od niej zbyt wiele. Myślę, że mogę nawet powiedzieć,
że byłam do niej lekko negatywnie nastawiona i niezbyt zachęcona
nieciekawym opisem. Bo ja podczas wyboru książki kieruje się
właśnie opisem oraz okładką, w końcu to te dwie rzeczy
najbardziej mają zachęcić nas do sięgnięcia po daną pozycję. W
tym przypadku jednak kupiłam tę książkę, ponieważ wiele osób
ją polecało. I kompletnie się nie zawiodłam.
Wszystko zaczyna się od tego, że
poznajemy jakiegoś mężczyznę i chłopca, który wcale nie jest
jego synem, mimo że wiele ludzi tak sądzi. Nie mamy najmniejszego
pojęcia kim są ci bohaterowie i w kolejnych rozdziałach wcale nie
dowiadujemy się więcej. No powiedzmy, że się nie dowiadujemy, bo
dostajemy wskazówki, ale nie wiemy, że je dostajemy.
Później zaczynamy poznawać historię
pewnego pisarza, który przyjeżdża do Salem, żeby napisać
książkę. I wtedy wszystko się zaczyna.
On poznaje dziewczynę, później jej
rodziców, zaczynają dziać się dziwne rzeczy. I wiecie co jest
najlepsze? Że do połowy książki nie wiemy co się dzieje, nie
wiemy o czym dokładnie ona jest, ale cały czas dostajemy wskazówki.
Muszę powiedzieć, że gdybym
wiedziała o czym jest ta książka tak do końca, nigdy bym po nią
nie sięgnęła, bo zwyczajnie tego typu książki mnie odpychają.
Jednak teraz bardzo się cieszę, że w opisie nie było nic o tym,
co się stanie, bo teraz jestem po lekturze jednej z najlepszych
powieści mojego życia.
Bohaterowie są świetnie wykreowani.
Mają swoje zdanie, pasje, ulubione miejsca. Są jak żywi.
Całkowicie autentyczni. Z wieloma ich cechami moglibyśmy się
utożsamić. Podejmują złe decyzje, zakochują się, mają wady i
zalety. To wszystko składa się na to, że czujemy się, jakbyśmy
naprawdę ich znali, jakby mieszkali gdzieś niedaleko.
Minusem
i plusem jednocześnie, jest styl autora. Jednej osobie będzie się
on podobał, drugiej zaś nie podejdzie. King pisze specyficznie, jak
już wcześniej wspomniałam, daje wiele wskazówek, ciągle zmienia
wątki (co wcale nie jest źle ukazane w tej historii), kręci. Było
wiele takich sytuacji, że czytałam sobie spokojnie, nie
spodziewałam się niczego, a tu nagle wszystko obracało się o
180°. To, jak on potrafi prowadzić akcję i zakręcić czytelnikiem
jest niesamowite.
Powieść
ta jest, przynajmniej według mnie, naprawdę dobrze napisanym
horrorem i muszę się przyznać, że czytałam ją tylko w ciągu
dnia. Nocą za bardzo się bałam, co chyba dobrze świadczy o tej
historii.
Na
koniec chcę już tylko dodać, że nie nadaje się ona dla osoby,
która dopiero zaczyna swoją historię z tym autorem. W moim
przypadku była to druga książka od Stephena, jednakże sądzę, że
gdybym wiedziała, co mnie czeka, najpierw sięgnęłabym po coś
lżejszego. Wcześniej czytałam „Joyland” i tę książkę z
czystym sumieniem mogę polecić, jeśli chodzi o same początki.
Dobrze się ją czyta i można oswoić się z tym bardzo niezwykłym
stylem.
Nanakda
Brak komentarzy
Prześlij komentarz